Królem biszkoptu jest mój domownik, więc nie będę kłamać, że sama go upiekłam. Trzymam się od tego wypieku z daleka, bo po co mam mieszać w czymś co jemu zawsze się udaje. Jeszcze by ciasto upadło i co wtedy ;) Ponieważ nie strzeże on zazdrośnie przepisu, to mogę Wam spokojnie podać przepis. Tym bardziej, że zazwyczaj improwizuje, bo za każdym razem mamy inny zestaw bezglutenowych mąk w domu i mimo to, zawsze mu się udaje ten biszkopt, co nieustannie mnie zadziwia.
Miałam zrobić inny krem, ale zainspirowałam się przepisem z bloga Candy Pandas, oczywiście przerobiłam recepturę całkowicie po swojemu i wymieniłam większość produktów na inne, ale głównym składnikiem są tu mimo wszystko bataty.
Orzeźwiający akcent wprowadzają truskawki. Dodałam kawałki owoców do kremu i dodatkowo ozdobiłam nimi wierzch ciasta, do tego świeża figa, puder z liofilizowanej żelatyny i torcik gotowy. W sam raz do poczęstowania kolejnych gości urodzinowych ;)
Składniki:
5 łyżek mąki z quinoy
2 łyżki mąki kasztanowej
2 łyżki mąki z tapioki (manioku)
2 łyżki mąki z maranty trzcinowej
1 łyżka skrobi ziemniaczanej
3 łyżki kakao
3 jajka
1 łyżka octu
2/3 szklanki cukru kokosowego
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1 starte ziarenko bobu tonka
5 łyżeczek cynamonu
2 średnie bataty
4 duże daktyle świeże bez pestek
sok z jednej cytryny
pół szklanki soku pomarańczowego
3 łyżeczki żelatyny
7 dużych truskawek
1 świeża figa
3 łyżki likieru amaretto
2 łyżki pudru z liofilizowanej żurawiny
Wykonanie:
Jajka ucieramy razem z cukrem na gęstą masę, pod koniec ucierania dodajemy 2 łyżeczki cynamonu i bób tonka, a następnie ocet. Mąki, skrobię, proszek do pieczenia i kakao mieszamy ze sobą i przesiewamy, dodajemy do masy i dokładanie, ale delikatnie mieszamy łyżką. Wylewamy do formy (18 - 20 cm średnicy) i pieczemy 20 minut w temperaturze 180 stopni. Po tym czasie wyjmujemy i zostawiamy do ostygnięcia.
Bataty obieramy kroimy w grube plastry i pieczemy w temperaturze 180 stopni aż zmiękną. Gdy ostygną, blendujemy je z daktylami, połową soku z cytryny, 3 łyżeczkami cynamonu.
Sok pomarańczowy zagotowujemy, zdejmujemy z ognia i po chwili rozpuszczamy w nim żelatynę. Gdy się już dokładnie rozpuści mieszamy ją starannie z masą z batatów i daktyli.
Sok pomarańczowy zagotowujemy, zdejmujemy z ognia i po chwili rozpuszczamy w nim żelatynę. Gdy się już dokładnie rozpuści mieszamy ją starannie z masą z batatów i daktyli.
Biszkopt przecinamy w połowie i obie części skrapiamy pozostałym sokiem cytrynowym i likierem amaretto. Na spodnią część biszkoptu nakładamy krem (zostawiamy dwie łyżki kremu do dekoracji) wciskamy w niego plastry truskawek (2 -3 duże sztuki), wyrównujemy i przykrywamy wierzchnią częścią biszkoptu.
Na środek nakładamy pozostałe dwie łyżki kremu rozsmarowujemy i przyklejamy do niego owoce (pozostałe truskawki i figę). Wkładamy na parę godzin do lodówki, żeby krem zgęstniał. Przed podaniem krawędzie obsypujemy przez sitko pudrem z liofilizowanej żurawiny. Ciasto gotowe :)
Ten kremik z batatów bardzo mnie zaciekawił i zastanawiam się, czy by mi smakował - wygląda wspaniale :)
OdpowiedzUsuńPolecam gorąco, nie maiłam pojęcia, ze bataty mogą się tak świetnie nadawać na krem do tortu :)
UsuńJak zwykle cudowny torcik :D Ach i te truskawki... Przyszła wiosna to teraz tęskni się za latem :)
OdpowiedzUsuńPrawda, ja pochłaniam każdy promień słońca i każdy nowy smak, właśnie udało mi się kupić pierwszy czosnek niedźwiedzi.
Usuńaż mi ślinka leci ! truskawki kocham i jadłabym kilogramami :D
OdpowiedzUsuńSandicious
Truskawki mają w sobie moc. Jak na nie patrzę to mi się wydaje, że to nic takiego, zwykły owoc, może sobie leżeć, a wystarczy ugryźć, żeby pojąć swoją głupotę ;)
UsuńPodoba mi się przepis na biszkopt - fajna kompozycja mąk :)
OdpowiedzUsuńDzięki, akurat takie były w szafce ;)
UsuńWygląda... przepysznie!
OdpowiedzUsuńBiszkopt wyszedł Ci genialnie a torcik prezentuje się bardzo smacznie ;) Masz talent ;)
OdpowiedzUsuńBiszkopt jest dziełem domownika, więc powiedziałabym raczej, ze mam szczęście, a on ma talent ;) ale ostatecznie to wspólne dzieło, więc dziękujemy za komplement.
UsuńPięknie się prezentuje! :)
OdpowiedzUsuńDzięki! Miło mi, że się podoba.
UsuńQuinoa to mój koszmar - jej zapach mnie dobija, tak samo amarantus, ale może w tym wydaniu dam radę ją przełknąć :)
OdpowiedzUsuńhehe :) Przede wszystkim trzeba kupić quinoę dobrej jakości (nie znaczy, że drogą, ja mam swoją sprawdzoną) i odpowiednio ją przygotować, po ugotowaniu traci specyficzny zapach na rzecz lekko orzechowego przyjemnego smaku. Ja quinoę zazwyczaj moczę wcześniej około 2 godzin, chyba, że nie mam czasu i chcę zrobić coś na szybko. Następnie kilka razy ją płuczę i gotuję jak makaron w dużej ilości wody (nie tak jak zalecaj na opakowaniach 1:2), odcedzam na gęstym sitku i gotowe.
UsuńNiestety kiedyś, kiedy jeszcze quinoa nie była w Polsce dobrze znana, a ja nie byłam na diecie, kupiłam paczuszkę jednej popularnej marki (nie chce wymieniać nazwy) i była niejadalna, jeśli nic się w tej kwestii nie zmieniło, to się nie dziwię, że ludzie się do niej zrażają. Ja mam porównanie, bo poznałam to ziarno u samego źródła w jego ojczyźnie, więc od razu się skrzywiłam i wszystko poszło do kosza.
Ostatecznie jestem skłonna uwierzyć, że nie każdy może ją kochać, ja sama nie przepadam, za smakiem i konsystencją tak uwielbianej kaszy jaglanej ;) Więc dla każdego coś dobrego się znajdzie na tym świecie, a ciacho i tak polecam.
No i pięknie! Wygląda obłędnie z tą dekoracją i w ogóle ;) Cieszymy się, że mogłyśmy być inspiracją :D
OdpowiedzUsuń