Czasem trzeba zrobić coś słodziutkiego ;) W tym deserze wbrew pozorom nie ma ani cukru, ani czekolady. Słodyczy i kolor to zasługa daktyli, karobu i przypraw ;) Z takim kremem świetnie współgrają świeże figi, a żeby było jeszcze pyszniej dodałam trochę orzeszków pinii.
Składniki:
1 i 1/2 szklanki ugotowanej białej quinoy
5 świeżych daktyli bez pestek
4 łyżki karobu
4 łyżki mleka kokosowego
1 czubata łyżeczka mielonego cynamonu
1 łyżeczka mielonego kardamonu
1 ziarenko bobu tonka
gałka muszkatołowa
2 świeże figi
2 łyżki orzeszków piniowych
Wykonanie:
Quinoę daktyle, karob i mleko kokosowe blendujemy. Dodajemy cynamon, kardamon, startą na tarce tonkę i szczyptę utartej gałki muszkatołowej. Dokładnie mieszamy, lub jeszcze raz blendujemy. Przekładamy masę do miseczek, a na wierzchu układamy kawałki figi i posypujemy orzechami :)
Dawno nie jadłam takie deseru! Musi być pyszny:)
OdpowiedzUsuńhttp://rankiemwszystkolepsze.blogspot.com/
Zdecydowanie powinniśmy postawić teraz na figi. Maja one mnóstwo błonnika, tak bardzo nam potrzebnego!
OdpowiedzUsuńJednak ja nie mogę jeść daktyli, bo powodują u mnie bardzo silne bóle migrenowe. A są bardzo dobre same jako przekąska i w różnych deserach!
Myślę, że daktyle możesz spokojnie zastąpić namoczonymi wcześniej rodzynkami :)
UsuńJestem ciekawa jaki aromat ma karob i jaki smak mają orzeszki piniowe :) Na taki deser zawsze się skuszę, jestem pewna, że smakuje lepiej niż sklepowe słodkości ;)
OdpowiedzUsuń