Cóż, nigdy nie byłam królową deserów, ale ponieważ lubię wyzwania, postanowiłam przygotować na konkurs zimne mini deserki w formie tzw. monoporcji. Może nie wyszły perfekcyjnie, ale jak na pierwszy raz to jestem z nich całkiem dumna. Myślę, że jak trochę poćwiczę to dojdę do wprawy.
Kuszą mnie też od jakiegoś czasu lustrzane polewy, ale ich skład mnie skutecznie odstrasza, więc pomyślałam, że podobny efekt mogę uzyskać, polewając moje deserki galaretką, co prawda muszę jeszcze popracować nad proporcjami i temperaturą, żeby ładnie równo to wyszło, ale i tak byłam zadowolona, że eksperyment się udał.
No i absolutnymi królami deseru są rabarbar i nieszpułka. Rabarbar, bo go po prostu uwielbiam i nie wyobrażam sobie mojego wiosennego menu bez niego, a nieszpułka bo jak już wiecie muszę wypróbować każdy nieznany mi do tej pory składnik, który mogę jeść. Trafiłam na ten owoc na bazarze ekologicznym i doprawdy nie rozumiem dlaczego jeszcze nie zrobił furory, ale wróżę mu to. Roślina zwana jest też nieśplikiem, należy do rodziny różowatych, ponoć świetnie nadaje się na dżemy, bo zawiera dużo pektyn, ja zrobiłam z niej galaretkę ;)
Składniki:
3 łyżki ekspandowanej quinoy
pół tabliczki gorzkiej czekolady bezglutenowej
2 łodygi rabarbaru
1 nieszpułka
100 ml mleka kokosowego
1 łyżka cukru kokosowego
5 łyżeczek żelatyny
250 ml wody
2 łyżki wody różanej
świeże listki mięty
szczypta pudru z liofilizowanej żurawiny
trochę wody do duszenia owoców
Wykonanie:
Nieszpułkę obieramy, usuwamy pestki, miąższ kroimy w drobną kosteczkę i dusimy w garnuszku z odrobiną wody, aż zmięknie. Łyżeczkę żelatyny dokładnie rozpuszczamy w 100 ml gorącej wody i mieszamy z nieszpułką, nalewamy do małych silikonowych półkulistych foremek i odstawiamy w chłodne miejsce, aby galaretka stężała.
Czekoladę rozpuszczamy w kąpieli wodnej, a następnie wylewamy w formie kółek na matę sylikonową, posypujemy ekspandowaną quinoą i odstawiamy w chłodne miejsce, można dodatkowo zrobić kilka czekoladowych kleksów lub "gałązek" do przystrojenia deseru.
Rabarbar kroimy w plasterki i dusimy z niewielką ilością wody i cukrem kokosowym, aż się rozpadnie, dolewamy mleko kokosowe zagotowujemy, zdejmujemy z ognia i po chwili dodajemy 2 łyżeczki żelatyny. Dokładnie mieszamy, żeby żelatyna się rozpuściła (dobrze ją wcześniej namoczyć).
Odstawiamy rabarbarową masę, aby trochę ostygła, gdy już osiągnie temperaturę pokojową, wlewamy ją do półkolistych silikonowych form (większych niż te do których wlewaliśmy galaretkę), do 3/4 głębokości. Wyjmujemy galaretki z nieszpułki i układamy je w formach z rabarbarową masą, tak, aby się w niej zanurzyły, dopełniamy formy w razie potrzeby i odstawiamy do lodówki, aż deser zgęstnieje.
Następnie wyjmujemy z foremek i wkładamy do zamrażarki na godzinę (jeśli macie bardzo niską temperaturę, to na krótszy czas). Deserki powinny się dobrze schłodzić, zacząć zamarzać z wierzchu, ale nie w środku. W tym czasie przygotowujemy galaretkę do polania monoporcji. Rozpuszczamy 2 łyżeczki żelatyny w 150 ml gorącej wody z dodatkiem wody różanej, odstawiamy do schłodzenia.
Wyjmujemy deser z zamrażarki i układamy na kratce do studzenia ciasta, jeśli jej nie mamy trzeba podłożyć coś innego (ja ułożyłam je na zakrętkach od butelek). Każdą porcję oprszamy odrobiną pudru z liofilizowanych żurawin, a następnie za pomocą łyżki oblewamy ostudzoną galaretką. Niemal natychmiast powinna zastygnąć. Monoporcje kładziemy na schłodzonych spodach z gorzkiej czekolady i ekspandowanej komosy ryżowej. Ozdabiamy je kawałkami czekolady, listkami mięty i ekspandowaną quinoą.
Życzę Wam udanej degustacji!