czwartek, 16 marca 2017

Peruwiańska causa po mojemu

   Zapowiada się ochłodzenie, wiosna nie chce się rozkręcić, więc zastanawiałam się ostatnio ile czasu w moim życiu spędziłam w gorącym Peru. Podliczyłam wszystkie wyjazdy i okazało się, że 2 lata. Chyba już zawsze będę trochę z tym krajem związana, pod różnymi względami, ale tak na co dzień najbardziej widać to w kuchni. 
   Gdy jestem w Peru po miesiącu narzekam, że brakuje mi polskiego jedzenia i zaczynam się rozglądać za jakimś dużym słojem, żeby ukisić kapustę. W Polsce tęsknię, co jakiś czas do tamtejszych smaków, szczególnie owoców morza i mojego ukochanego ceviche, albo do rocoto relleno - nadziewanej mięsem i zapiekanej ostrej papryki, typowej dla regionu Arequipy. Jednym z moich ulubionych i najczęściej odtwarzanych przepisów jest peruwiańska causa, zwana też causą limeńską (od stolicy Peru - Limy). 
W oryginale jest to danie przygotowywane ze specjalnej odmiany żółtych ziemniaków - papa amarilla, rozgniecionych na gładką masę i doprawionych ostrą żółta papryką aji oraz sokiem z limonki. 
   Ziemniaczane warstwy przekłada się plastrami smaczliwki (awokado) i najczęściej tuńczykiem, krewetkami, lub mięsem kurczaka, pomieszanymi z majonezem. Niekiedy dodaje się też jajko ugotowane na twardo. Causę można przygotować w jednej dużej prostokątnej formie i kroić na kawałki (jak ciasto), ale w restauracjach często podaje się ją ułożoną w małych foremkach, jest to bardziej pracochłonne, jednak efekt wizualny jest dużo ładniejszy. Wierzch dania obowiązkowo  ozdabia się, najczęściej oliwkami i kawałkami ugotowanego jajka, czasem ogonem krewetki.  
   Sporym problem jest dokładne odwzorowanie smaków ze względu na brak dostępu w Polsce do peruwiańskich lokalnych składników. Raczej graniczy z cudem kupienie papa amarilla, ostrą paprykę aji zastępuję inną, na przykład pepperoni, albo habanero, a dostępne u nas limonki też niestety różnią się smakiem od tamtejszych. Od czego jest jednak wyobraźnia? 
  Akurat przygotowywanie causy to doskonałe pole do popisu, jeśli chodzi o eksperymentowanie i łączenie różnych składników, zresztą sami Peruwiańczycy też tak robią i urozmaicają to danie. 
Ja bardzo lubię bawić się kolorami, więc ziemniaczaną masę połączyłam z kurkumą, zielonym groszkiem i marchewką, żeby nadać daniu wesołych barw. Użyłam sprawdzonego mrożonego groszku Hortex i mini marchewek z tej samej firmy, można ich też użyć do dekoracji dania, wyglądają słodko ;) Zamiast aji dodałam żółtą papryczkę pepperoni, a limonki zastąpiłam cytrynami.
Majonez zabarwiłam sokiem z kiszonych buraków, bo akurat stoją u mnie na stole w słoju, więc mnie podkusiło i dobrze ;). Nie mogło zabraknąć quinoy, tym razem czarnej, bardzo fajnie przełamuje kremową konsystencję dania. Moja causa zawiera też warstwę smaczliwki i krewetki koktajlowe obgotowane wcześniej i zamarynowane w soku z rubinowych grejpfrutów. Ozdobiłam ją czarnymi oliwkami, jajkiem, ale nie w klasycznej wersji, bo uznałam, że dużo ładniejsze będą sadzone jajka przepiórek, kiełkami rzodkiewki, zielonym pieprzem i paroma innym składnikami, które znajdziecie na liście poniżej. 
Nie ukrywam, że danie w proponowanej przeze mnie wersji jest bardzo pracochłonne, ale jeśli lubicie kulinarne wyzwania to podaję przepis na 5-6 porcji i życzę udanej zabawy w kuchni. 

Składniki:

1 szklanka ugotowanej czarnej quinoy
1 szklanka krewetek koktajlowych
1 smaczliwka
600 gram ziemniaków
2 łyżeczki kurkumy
7 - 8 łyżek majonezu 
1 łyżka soku z kiszonych buraczków
2 cytryny
1 żółta papryczka pepperoni
8 - 10 czarnych oliwek
5 - 6 przepiórczych jaj
pół łyżki klarowanego masła
1 łyżka zielonego pieprzu w zalewie
kilka ostrych papryczek konserwowych aji charapita (opcjonalnie)
garść kiełków rzodkiewki
kilka świeżych listków kolendry i bazylii (opcjonalnie)
sól
Wykonanie:

   Ziemniaki obieramy i gotujemy w osolonej wodzie. W ten sam sposób w osobnym garnku gotujemy marchewkę, groszek przyrządzamy na parze (jeśli nie macie takiej możliwości można ugotować w osolonej wodzie). 
   W międzyczasie papryczkę pepperoni pozbawiamy pestek i zaparzamy przez 5 minut wrzątkiem (jeśli się da zdejmujemy z niej skórkę, jeśli nie to wystarczy dobry blender). Kroimy na kawałki i dokładnie blendujemy z sokiem wyciśniętym z dwóch cytryn (koniecznie bez pestek).
   Gdy marchewka i groszek są miękkie, odcedzamy je i przelewamy zimną wodą, a następnie każde osobno dokładnie blendujemy na gładką masę, dodając wcześniej do warzyw po dwie łyżki soku cytrynowego z ostrą papryką. Do puree groszkowego proponuję dodatkowo dolać 2 łyżki wody, bo jest ono dość zwarte. Warto zostawić kilka marchewek do ozdoby.
   Ziemniaki odcedzamy i przeciskamy przez praskę, lub starannie rozgniatamy tłuczkiem do ziemniaków. Dodajemy do nich resztę soku z cytryny z papryką, 2 łyżeczki kurkumy i mieszamy aż kolor będzie jednolity. 
   Masę ziemniaczaną dzielimy na pół. Do jednej połowy dodajemy kilka łyżek wody i mieszamy, dzięki temu masa będzie bardziej plastyczna, przekładamy tą część do osobnej miski. Pozostałe ziemniaki dzielimy na trzy równe części, jedną mieszamy z puree z groszku. Dwie pozostałe z puree z marchewki (ma ona luźniejszą konsystencje, więc wymaga więcej ziemniaków, żeby masa nie była zbyt miękka). W razie potrzeby doprawiamy solą i zostawiamy do przestygnięcia.
   Krewetki obgotowujemy przez kilka minut, a następnie zalewamy sokiem z grejpfrutów i odstawiamy na minimum pół godziny. Majonez mieszamy z sokiem z kiszonych buraczków, aby nadać mu ładny różowy odcień. Quinoę łączymy z jedną, lub dwiema łyżkami majonezu, ważne żeby dać go tyle, aby quinoa nie była zbyt luźna (dobrze gdy majonez jest dość gęsty a ziarenka dobrze odsączone z wody).
   Przygotowujemy składniki, którymi ozdobimy causy i smażymy przepiórcze jaja na klarowanym maśle. Krewetki odsączamy i osuszamy papierowym ręcznikiem, a następnie mieszamy z majonezem, kilka sztuk można zostawić do ozdoby.
   Gdy masy z ziemniaków i warzyw są już zimne, a pozostałe składniki gotowe, nakładamy je starannie warstwami do metalowych foremek. Kolejność dowolna, ale zasada jest taka, że pierwszą i ostatnią warstwę stanowi puree, a pomiędzy nimi znajdują się warstwy krewetek i quinoy oraz smaczliwki. Jeśli nie macie foremek, nic straconego, możecie przygotować causę w naczyniu żaroodpornym i pokroić na kawałki jak ciasto, albo zrobić ją w szklankach. Myślę, że tak też będzie ładnie wyglądać.
Podaję jedną przykładową wersję:
 
   Na dnie foremki układamy żółtą warstwę ziemniaczaną z kurkumą, na niej plastry smaczliwki, na nich krewetki w majonezie, następnie puree pomarańczowe z ziemniaków i marchewki, wygładzamy je i układamy warstwę czarnej quinoy w majonezie, na koniec puree z ziemniaków i groszku, starannie je wyrównujemy i delikatnie usuwamy  foremkę. Pozostaje już tylko przełożyć causę na talerz, podkładkę, lub tacę i ozdobić. 
   Dekorujemy układając na wierzchu sadzone jajko, jedną, lub dwie czarne oliwki, krewetkę koktajlową, mini marchewkę, plasterki smaczliwki, kiełki rzodkiewki, zielony pieprz i aji charapita (jeśli nie macie może być inna miniaturowa papryczka, albo plasterek pepperoni), można dodać świeże listki ziół, ja miałam akurat bazylię i kolendrę. 
Przygotowane w ten sposób causy można podawać na stół, życzę smacznego :)

23 komentarze:

  1. Nigdy nie jadłam, ale prezentuje sie obłędnie. Kolorowo i mega apetycznie :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie dość że świetnie wygląda, to coś zupełnie innego, nowego! Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wygląda bardzo intrygująco :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Tego typu podróże to nie tylko wspaniałe wspomnienia, widoki, wrażenia ale też doznania smaków i fajnie, że takie posiadasz. Każdy kraj ma swoje "specjały", które urzekają do tego stopnia, że może ich nam brakować, kiedy przez dłuższy czas nie mamy z nimi styczności (a juz kiedyś ich spróbowaliśmy). Chciałabym spróbować oryginalnego chilli sin carne - takiego z Meksyku, czy indyjskiego curry (może bym polubiłe tę potrawę?), ale na wycieczkę do Meksyku, czy Indii się nie zapowiada i wiem, że nigdy nie bedzie miało to miejsca..... ale marzyć można - jest zawsze przyjemniej :)
    O causie (nie wiem jak to odmienić :P) nigdy nie słyszałam. Z tego co piszesz to ciekawa propozycja, jednak najczęściej nie w wersji wegetariańskiej, czy wegańskiej. Ciekawe czy udało by się ją zweganizować aby weganie również mogli jej spróbować :) Całość wygląda na prawdę świetnie i zjawiskowo - takie torciki ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdy nie mów nigdy ;) Też myślałam kilka lat temu, że to nieosiągalne, ale się okazało, że moje życie tak się potoczyło, że miałam możliwość tam jechać nie płacąc za bilet i pobyt, pracować, a przy okazji coś zwiedzić. Meksyk też mi się marzy, ale już typowo wakacyjnie, na razie obserwuję tanie oferty lotów i zbieram do skarbonki. Świat jest teraz na wyciągnięcie ręki, a kto wie co będzie za 5, czy 10 lat. Causę oczywiście mogę przygotować w wersji wegańskiej, dlaczego nie? Obiecuję, że w ciągu najbliższych paru miesięcy zrobię taką specjalnie dla Ciebie ;)

      Usuń
    2. Cieszę się, ze miałaś taką możliwość. Ja na razie takiej u siebie nie widzę ;) Polska też jest piękna i niewiele z niej widzialam, więc gdyby udało mi się zwiedzić część Polski (wrócić do ukochanych Pienin, gdzie byłam raz), również byłabym szczęśliwa ;). Ja mam nadzieję, ze uda Ci się spełnic marzenia i wyjechać do Meksyku... poznać tamtejszą kuchnię, kulturę, przywieść garść inspiracji ale też odpocząć i zwiedzić ;) Wydaje mi się, że trzeba pozwolić aby życie toczyło się swoim rytmem - żyć po swojemu i zobaczyć jak to wszystko się ułoży :)

      Na prawdę? Dziękuję to pięknie z Twojej strony i czuję się zaszczycona, ale jeśli to ma być dla Ciebie problemem, masz na bloga zaplanowanie inne posty, to na prawdę nie trzeba ;) Nie musisz z mojego powodu zmieniać blogowych planów... ale na prawdę ślicznie i z całego serca dziękuję ♥
      Przesyłam dużo słońca i życzę udanego weekendu ;)

      Usuń
    3. Masz całkowitą rację w zwiedzaniu Polski mam spore zaległości i bardzo bym chciała to nadrobić.
      Gdyby to był problem to bym nie obiecywała ;) Pozdrawiam

      Usuń
    4. Jeszcze raz dziękuję :)

      Usuń
  5. Ślicznie się prezentuje :) Wiosnę na talerzu już można poczuć, teraz tylko czekać aż przyjdzie też w pogodzie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, wyczekujemy wiosny z utęsknieniem, a tu taki wstrętny ziąb i deszcz. Nic tylko zaszyć się z książką i dobrym jedzonkiem pod kocykiem.

      Usuń
  6. No szał to mało powiedziane!!! Te kolory, warstwy, składniki... raj dla naszych oczu ^^
    Te drewienka to chyba w tym samym miejscu kupowałyśmy :P Mamy identyczne i jeszcze będziemy zamawiać bo są cudne :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drewienka są świetne, bardzo się przydają, dzięki za miły komentarz.

      Usuń
  7. Danie wygląda i pewnie smakuje obłędnie ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki kochana, mogę tylko potwierdzić, że smakuje tak jak wygląda :)

      Usuń
  8. Twoje danie chyba przywoła wiosnę ;) Jest kolorowe, lekkie i wygląda cudnie :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Wygląda bosko i jak kolorowo bardzo ciekawa jestem smaku:)

    OdpowiedzUsuń
  10. te kolory są po prostu bajeczne !!!

    OdpowiedzUsuń